Play Expo Blackpool 2023


    Jako iż jestem dzieckiem technologii i dane mi było cieszyć się ewolucją komputerów i gier na przełomie trzech ostatnich dekad, to zawsze chętnie zerkam w kierunku eventów spod znaku szeroko pojętego giereczkowa. I nie ważne czy jest to impreza masowa pokroju Pixel Heaven, czy coś bardziej artystycznego jak scenowe demoparty pokroju Teddy Beer – jeśli w grę wchodzi dobra zabawa, a w pobliżu jest „nigdy nie wysychające źródełko” i pozytywnie zakręcenie ludzie to ja zawsze jestem na „tak”!

O Play Expo odbywającym się w różnych miastach na terenie Wielkiej Brytanii wiedziałem już od dłuższego czasu. Jednak ostatnimi laty praca oraz covidowe zawirowania sprawiły, iż nie dane mi było sprawdzić czym tak naprawdę jest to Expo. Jednak sprzyjający układ gwiazd oraz koniunkcja Wenus i Jowisza sprawiły, iż los się do mnie uśmiechnął i udało mi się wybrać wraz z całą familią do Blackpool, by wziąć udział tegorocznym Play Expo. Nie wnikając zbytnio w plan imprezy wyruszyliśmy w sobotnie przedpołudnie do nadmorskiej miejscowości słynącej z bycia „Brytyjskim Las Vegas”. Oczywiście skala i przepych amerykańskiego centrum rozrywki przygniata jego brytyjski odpowiednik. Jednak Blackpool, ma swój klimat a „rdzeń” rozrywek i atrakcji oferowanych przez to miasto opiera się na tradycyjnej, brytyjskiej kulturze i rozrywce. Już sam Norbreck Castle Hotel, w którym obywała się cała impreza ma swój kiczowaty urok a sam wystrój i niektóre pomieszczenia, mogą przywiać „swojskie” wspomnienie post-sowieckiej komuny. 


    Lecz na tym mogę uciąć moje docinki, gdyż zaraz po zaliczeniu kasy biletowej, oczom naszym ukazała się główna hala – czyli serce całej imprezy. Rozmiar i zagęszczenie sprzętów przerosło moje oczekiwania. Na szczęście, po prawej stronie znajdował się taktycznie rozmieszczony bar, który witał wszystkich uczestników Play Expo „chmielową zupą”, której oczywiście i ja nie omieszkałem skosztować. Na pierwszy ogień wpadły automaty – zarówno te legendarne, pochodzące ze złotej ery arcade jak i nieco nowsze, upychane w latach dziewięćdziesiątych po dworcach, sklepach, barach i wypożyczalniach VHS. Zaraz za nimi, w sercu całej sali znajdowały się stoły przepełnione maszynami retro. Rzędy monitorów CRT namiętnie oświetlały sędziwe komputery i konsole. Do wyboru i do koloru, a więc wszyscy uczestnicy mogli znaleźć odpowiednik swojej komputerowej młodości i nakarmić do syta „nostalgicznego robaka” drążącego serce każdego starego gracza. Zaraz za strefą retro znajdowała się dzielnica LAN. To właśnie tutaj, stały blaszaki z grami pamiętającymi raczkujący Internet. Te profesjonalnie zaaranżowane stoiska, połączone kablami sieciowymi oferowały ciągły dostęp do klasyków ogrywanych prawie ćwierć wieku temu przez podobnych mi wiekiem graczy. Quake, Doom, Starcraft, Diablo, Warcraft, Age of Empires, Unreal i wiele innych mniej lub bardziej znanych gier czekało na podobnych mi piwoszy, wygłodniałych międzyludzkiej rywalizacji z kimś znajdującym się w zasięgu wzroku. Nad wszystkim górowała scena – doskonale oświetlona, z dwoma monitorami po bokach i nienagannym nagłośnieniem. Perfekcyjne ulokowanie pozwało na permanentną inwigilację sceny z zarówno z sekcji Arcade, jak i retro i LAN. Zaraz za sceną znajdował się dość szeroki korytarz, gdzie upchano sekcje Pinball oraz gier rytmicznych – co, ze względu na dochodzący z obu harmider okazało się być perfekcyjnym rozwiązaniem. Warto również napomknąć o dość sporym sektorze przepełnionym indykami – niestety czas i ciągłe kolejki nie pozwoliły mi na zaznajomienie się z oferta niezależnych producentów gier.


Jak to bywa na tego typu eventach, nie mogło zabraknąć również sekcji sklepowej. Ubrania, gry, książki, sprzęty, zabawki, planszówki czy nawet oferty pracy i kursy. Wszystko w oddzielnym pomieszczaniu, z dala od głównej sceny i zamieszania sponsorowanego przez sprzęty i ludzką masę sprawiło, iż organizatorzy zasługują na dużego plusa. Kolejnym na pewno powinno być rozmieszczenie sali prelekcyjnej. Niewielkie pomieszczenie, znajdujące się w przeciwległym skrzydle hotelu dawało zarówno spokój jak i odpowiednie nagłośnienie dla każdego, kto miał ochotę na rozmowę i czas na wysłuchanie opowieści gamingowych legend. A jeśli mowa o samych legendach, to bez wątpienia muszę stwierdzić, iż dodatnią cechą imprez retro w UK (w porównaniu np. do Polskiego Pixela) jest obecność gamedevowych eminencji. Od tak, po prostu się zjawiają, bo nie wymaga to specjalnych zaproszeń czy problemów związanych z transportem i bazą noclegową. W sobote udało mi się spotkać Martyna Browna, Jima Bagleya oraz Johna Romero. Ten ostatni zresztą prowadził panel na temat trzydziestolecia gry Doom, a także brał udział w pojedynkach 1vs1 obywających się na scenie głównej. Tak, dokładnie… brał udział. Gdyż każdy finalista turnieju wewnętrznego Doom’a miał szanse zmierzyć się z Johnem Romero na scenie i… otrzymać przysłowiowe baty oraz uścisk dłoni od wiecznie uśmiechniętego autora legendarnej strzelanki na pierwsze blaszaki – coś pięknego.


    Podsumowując ten i tak już przydługi wpis chciałbym pochwalić Play Expo Blackpool. Zdaje sobie sprawę, iż dla innego, bardziej obeznanego z imprezą uczestnika może być ona nawet czymś więcej. Na imprezie gościły również gwiazdy brytyjskiej telewizji związanej z technologiami i gamingiem, a także Twitchowi streamerzy oraz YouTuberowi twórcy. Moja „celebrytowa” ignorancja nie pozwoliła mi jednak na zaprzątanie własnego rondla takimi rzeczami, więc mogłem skupić się na zabawie oraz spędzić trochę czasu z dziećmi i retromaszynami. Sama ilość gotowych do użycia maszyn była naprawdę przytłaczająca, dzięki czemu w najbardziej ruchliwy dzień (jakim była sobota) dało się spokojnie zasiąść do dowolnego sprzętu, bez piwnego oddechu zniecierpliwionego gracza na karku. Kolejki do baru były czymś nieuniknionym, ale możliwość picia w dowolnym miejscu imprezy skutecznie łagodziła niesmak związany z oczekiwaniem na dolewki złocistego płynu. Jedzenie było na wciągniecie kilku dłuższych kroków. Zarówno hotelowa jadłodajnia jak i lokalne takeawaye oferowały niezliczone ilości kalorii dostępne w krótkim czasie i naprawdę przystępnych cenach. Jeśli mam wkraczać w ujemne aspekty Expo w Blackpool to z pewnością brakowało mi afterparty. Może to post-Pixelowe skrzywienie, ale miłym akcentem byłby koncert jakiegoś artysty lub muzyczna impreza na koniec sobotniego wieczoru. Widocznie Brytyjska gawiedź jeszcze nie jest gotowa na taki „rozmach”. Kolejna rzeczą, której mi zabrakło byli po prostu ludzie. I nie mówię tu o losowych gadkach przy automatach, czy nawet wspólnym fragowaniu siebie nawzajem na sieciowo zespolonych kompach. Od tak, brakowało mi po prostu moich „imprezowych nerdów”. „Polskiej geekozy” najwyższych lotów, która ściąga masowo na imprezy pokroju Retro Sfery, Pixel Heaven czy PGA. To właśnie Ci ludzie są głównym paliwem napędowym. Są niczym „choroba” zarażając wszystkich naokoło pasją, okołogrową fascynacją oraz szeroko pojętą popkulturą. Teraz jeszcze lepiej rozumiem, dlaczego co roku chce mi się ładować w samolot i jechać szmat drogi. Jeszcze bardziej potrafię docenić obecność starszego brata, który wprowadzał mnie zarówno w tajniki C64 jak i wczesno blaszakowej rozrywki. Jeszcze bardziej cieszę się na możliwość uściśnięcia dłoni i zamienienia kanonady zdań blisko-dalekimi znajomymi wywodzącymi się z pokolenia, które potrafiło docenić zarówno rozwój technologii jak i wartość podobnych sobie zapaleńców, gorliwie zjeżdżających się na tego typu „spędy”. I to właśnie Tobie drogi czytelniku, chciałbym życzyć wytrwałości i zdrowia. Bo jeśli dotarłeś do tego miejsca, to z pewnością mnie znasz i wkrótce się spotkamy na następnym zgromadzeniu starzejącej się już nerdozy. Bywaj Zdrów… i do zobaczenia na kolejnym zlocie podobnych nam „wybryków natury”.

Komentarze