Filmowa półka #16 - 12 Monkeys (1995)


    Najwyższa pora wrzucić na filmową półkę kolejną pozycję z gatunku Sci-Fi. Po opisanym przeze mnie prawie rok temu “Łowcy Androidów”, przyszła pora na „12 Monkeys” z 1995 roku. Na reżyserskim fotelu zasiadł nie kto inny jak Terry Gilliam, czyli jeden z moich ulubionych twórców, o którym już zdążyłem napomknąć podczas wpisu o dotyczącego „Fear and Loathing in Las Vegas”.

Po oglądnięciu „12 Małp” zacząłem się zastanawiać nad tym, dlaczego jedne filmy sci-fi starzeją się tak strasznie (przeobrażając się przy okazji w śmieszne paździerze), podczas gdy drugie „zimują sobie kapsułach czasowych”, a ich odświeżenie wiążę się przyjemnością nowych odkryć i zrozumienia filmu na kolejnych płaszczyznach. Dotarło do mnie, iż jednym z elementów gwarantujących długowieczność filmową jest brak lub minimalne wykorzystanie CGI. Efekty komputerowe są często wykorzystywane w filmach sci-fi. To właśnie one starzeją się najszybciej ciągnąc za sobą cały film i tym samym sprawiając, że coraz rzadziej mamy ochotę do niego wracać.

„12 Małp” wychodzi obronną ręką z próby czasu i mimo dwudziestu siedmiu lat na karku dalej jest wart każdej poświęconej mu minuty. Dodatkowo swoje robi fenomenalna obsada z (moim zdaniem jedna z najlepszych ról w całej karierze) Brucem Willisem na czele. Drugi plan zamyka Madeleine Stowe ("The Last of the Mohicans") oraz genialny Brad Pitt, który za swoją niezapomnianą rolę dostał Oskarową nominację.

Nie będę rozwodził się nad elementami fabuły, ponieważ ten film po prostu trzeba oglądnąć. Mogę jedynie polecić zaznajomienie się z francuską foto nowelą La Jette (The Jetty) autorstwa Chrisa Bakera z 1962 roku. Ten trwający niecałe trzydzieści minut film (dostępny w całości na YouTube) był inspiracja dla autorów „12 Małp” i sądzę iż że będzie doskonałym uzupełnieniem dla każdej osoby, której film Terrego Gilliama przypadł do gustu.

Komentarze