Filmowa półka #5 - The Last of the Mohicans (1992)

    Są takie filmy, które towarzyszą nam od dzieciństwa. Mimo upływu wielu lat wielokrotnie do nich wracamy odkrywając kolejne warstwy, których kiedyś nie rozumieliśmy lub po prostu były niezauważalne przez nasz „mały ignorancki rondelik”. Właśnie takim filmem jest dla mnie „Ostatni Mohikanin” w reżyserii Michela Mann’a. Ten epicki dramat historyczny z 1992 roku jest moim nierozłącznym kompanem już samego początku mojej filmowej przygody. Zasiawszy ziarno fascynacji za czasów kasetowego piractwa, powoli wyrastał podlewany wielokrotnymi wypożyczeniami z legalno-lokalnych wypożyczalni VHS, by dojrzeć na własnym DVD i zakwitnąć w postaci zakupionej kilka dni temu blue-ray’owej edycji specjalnej.

Wraz z wiekiem i następnymi seansami zauważałem kolejne wymiary filmu. Może właśnie dzięki temu, że Michel Mann wyzbył się bezczelnego „opluwania” widza patosem, cynizmem czy „rozbebeszonymi uczuciami” a w zamian pozwolił delikatnie dryfować wszystkim wątkom. Budując realia historyczne całej opowieści finezyjnie częstował nas emocjonalno-uczuciowymi kawałkami swojego dzieła okraszonego lukrem z jednej z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii kina. 

Ścieżka dźwiękowa jest dziełem samym w sobie. Podkład muzyczny popełniony przez Trevora Jones’a i dokończony z udziałem Randy Eldman’a towarzyszy mi na co dzień. I tak wielokrotnie odsłuchiwana kaseta magnetofonowa mojego brata, z początkiem lat dziewięćdziesiątych skutecznie zaszczepiła do mojego baniaka całą ścieżkę dźwiękową Ostatniego Mohikanina. Wspaniały podkład muzyczny, który odtwarzam sobie zarówno przy nocnych posiedzeniach przed ekranem jak i górskich wędrówkach z psem – polecam każdemu. 

W mojej całkowicie subiektywnej opinii film w ogóle nie stracił na swojej wartości. Prawię trzy dekady odświeżania umocniły mnie jedynie w przekonaniu, iż „Ostatni Mohikanin” zawszę będzie miał honorowe miejsce na mojej filmowej półce. Z kolejnymi latami na karku i kolejnymi filmami przelatującymi przez mój rondel, mogę jeszcze lepiej docenić wszystkie składowe elementy Mohikanina. Zdjęcia, muzyka, kostiumy, tło historyczne, perfekcyjna obsada, wielopoziomowość postaci oraz delikatne przesłania upchane „między wierszami” tworzą perfekcyjny frykas, będący jednym z najlepszych specjałów dla filmowego podniebienia każdego kinomana. 

Komentarze