Filmowa półka #20 - Pulp Fiction (1994)


    Minęło sporo czasu od ostatniej pozycji z mojej filmowej półki. Dodatkowo zamknięcie drugiej dziesiątki powinno mieć zwieńczenie w postaci grubego, filmowego wióra. A więc robimy szybki skok w rok 1994 i płynnie przechodzimy do doskonale znanemu wszystkim Pulp Fiction. Drugi film Quentina Tarantino, który wbił się na mocnym kopniakiem na filmowe salony, kosząc większość ważniejszych nagród na wielu międzynarodowych festiwalach.

    Po wczorajszym odświeżeniu mogę stwierdzić, iż mimo niezliczonej ilości oglądnięć i prawie trzydziestki na karku, film dalej wchłaniam z zapartym tchem. Świetni aktorzy, genialne dialogi, oryginalny montaż i pierwszorzędne zdjęcia Andrzeja Sekuły sprawiają, iż scenariusz po prostu płynie po ekranie a my dajemy się wciągnąć w kilka skrupulatnie przecinających się wątków. Tarantino podobnie jak w wypuszczonych na ekrany kinowe dwa lata wcześniej „Rezerwowych Psach”, dostarcza solidną porcję pełnokrwistej rozrywki okraszonej sporą dawką specyficznego humoru. Co tu dużo pisać - warto oglądać, warto odświeżyć, warto pamiętać o tym powolutku starzejącym się filmowym majstersztyku, który wraz z wiekiem mości sobie coraz wygodniejsze miejsce wśród filmowych klasyków.

Komentarze