Filmowa półka #19 - The Rules of Attraction (2002)


    Wiele filmów przewinęło się przez mój telewizor w ciągu ostatnich paru miesięcy. Sporą część zajmowały odświeżane produkcje. Wśród mniej lub bardziej wartych spędzonego czasu trafiłem na „The Rules of Attraction” z 2002 roku. Zaintrygowany mglistym wspomnieniem filmu Rogera Avary, który w Polsce funkcjonuje pod sporo mówiącym tytułem „Żyć szybko, umierać młodo”, postanowiłem sprawdzić czy film dalej jest warty mojej oceny sprzed wielu lat i czy znajdzie się dla niego miejsce na mojej filmowej półce. Teraz, po seansie wątpliwości zostały rozwiane, tak więc... „witamy na pokładzie”. 

„The Rules of Attraction” mogę spokojnie upchać między innymi produkcjami spod szyldu „młodzieżowych filmów głębszej jazdy”. Podobnie jak w opisywanym przeze mnie ponad rok temu „Human Traffic”, wątek główny możemy zobrazować maglowaniem elementów składowych każdego dorastającego człowieka. Jak zwykle uczucia ścinają się z używkami, seksem i emocjonalno-egzystencjalnym nihilizmem w najczystszej postaci. Film w oryginalny montażowo sposób prowadzi nas przez kalejdoskop życiowych rozczarowań, okraszając je tu i ówdzie ironiczono-komediowymi rodzynkami wysokich lotów.

To tak po krótce o zarysie fabuły, która scenariuszowo może nie jest zbyt zawiła, lecz jeśli chodzi o montaż to już mamy do czynienia z wyższą szkołą jazdy. „Żyć szybko, umierać młodo” jest dla mnie ewenementem. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć filmy prowadzone od ich końca, a dodatkowo sposób w jaki „The Rules of Attraction” (dosłownie) cofa się do istotnych punktów fabuły jest unikatowy i w żadnym innym filmie oglądanym później się z tym nie spotkałem.

Do powyższych pochlebstw muszę dodać jeszcze jedno, a mianowicie rola jednego z głównych bohaterów. Choć nie można się do niczego przyczepić względem reszty aktorskiej gromady, to jednak kreacja Jamesa Van De Beeka (doskonale znanego wszystkim z ciepłej roli w Jeziorze Marzeń) wystrzeliła mnie w hedonistyczny kosmos.  Cóż mogę więcej napisać – ten gość po prostu skradł większość filmu.

    Podsumowując stwierdzę, iż bardzo cieszę się, że odświeżyłem „Rules of Attraction”. Mimo wielu gorzko-pesymistycznych przesłanek, film potrafi sprawić, iż nie raz uśmiech tafii na Wasze mazaki. Może to właśnie ta „emocjonalna sinusoida” dodaje wartości tej produkcji i koniec końców sprawia, iż chce się do niej co jakiś czas wracać. Ja sam (mimo chomiczej pamięci) pamiętam jak po moim dziewiczym seansie wracałem wielokrotnie myślami do pewnej sceny i rozmowy dwójki głównych bohaterów. Może to będzie najlepszy sposób na zakończenie tego wpisu. Może właśnie Ty, drogi czytelniku po seansie „Żyć szybko, umierać młodo” skręcisz pamięcią do Twych poseansowych odczuć po tych kilku linijkach: 

„-Będzie mroźna noc. Często rozmawiam z tobą, chodź cię nie ma. Tak, żeby pogadać.

- Nie mów mi takich rzeczy.

- Ale ja...

- Źle myślisz. Nie chcę z tobą być.

- To znaczy? Nie. Chciałem tylko... poznać cię. Dowiedzieć się, kim jesteś.

- Nie jesteśmy w stanie się poznać. Nigdy mnie nie poznasz.

- Co to ma znaczyć?

- To znaczy... że nigdy mnie nie poznasz. Zrozum to. Pogódź się z tym.”

Komentarze