t.A.T.u. a ta tam... dwadzieścia lat później.
Wiadomo, iż nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji, a tym bardziej wpisu o rosyjskim zespole muzycznym, który dwadzieścia lat temu był dosłownie wszędzie, zdobywając czołowe miejsca na międzynarodowych listach przebojów. A tu proszę, od premiery pierwszego albumu mija ponad dwadzieścia lat a ja dalej lubię wrzucić do auta krążek z logiem „t.A.T.u.” i sprawdzić czy również i tym razem nikt „Nas Ne Dogonyat”. Do tej pory pamiętam jak dwie moskiewskie dziewczyn pięły się do góry na jedynej (liczącej się w tamtym okresie mojego życia) telewizyjnej liście muzycznej jaką było 30TON. I co z tego, że Britney już miała status gwiazdy a Aguilera zaczynała deptać jej po piętach. Kto by tam chciał smęcić się w amerykańskich, nastolatkowych utworach, kiedy tuz za rogiem pojawiają się takie fajne, dzikie, ładne, swojskie brzmiące i prawie „nasze” dziewczyny zza wschodniej granicy. Do tego ten muzyczny kopniak, będący połączeniem rocka, elektroniki oraz typowej muzyki danc...