t.A.T.u. a ta tam... dwadzieścia lat później.


    Wiadomo, iż nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji, a tym bardziej wpisu o rosyjskim zespole muzycznym, który dwadzieścia lat temu był dosłownie wszędzie, zdobywając czołowe miejsca na międzynarodowych listach przebojów. A tu proszę, od premiery pierwszego albumu mija ponad dwadzieścia lat a ja dalej lubię wrzucić do auta krążek z logiem „t.A.T.u.” i sprawdzić czy również i tym razem nikt „Nas Ne Dogonyat”.

Do tej pory pamiętam jak dwie moskiewskie dziewczyn pięły się do góry na jedynej (liczącej się w tamtym okresie mojego życia) telewizyjnej liście muzycznej jaką było 30TON. I co z tego, że Britney już miała status gwiazdy a Aguilera zaczynała deptać jej po piętach. Kto by tam chciał smęcić się w amerykańskich, nastolatkowych utworach, kiedy tuz za rogiem pojawiają się takie fajne, dzikie, ładne, swojskie brzmiące i prawie „nasze” dziewczyny zza wschodniej granicy. Do tego ten muzyczny kopniak, będący połączeniem rocka, elektroniki oraz typowej muzyki dance. Perfekcyjna fuzja, która dzięki idei pomysłowego producenta zaowocowała światową karierą i milionami sprzedanych krążków.

Obecnie, pod koniec 2021 roku nie jest już tajemnicą, iż cały ten „lesbijski zgiełk” krążący wokół t.A.T.u. był jedynie sprytną zagrywką Ivana Shapovalova - jednego z producentów muzycznych pociągających za główne sznurki zespołu. Ivan niejako zainspirowany szwedzkim filmem Fucking Åmål/Show Me Love z 1998 roku (swoją drogą całkiem dobry film obrazujący romans między dwiema nastolatkami), postanowił przełożyć ten pomysł na wizerunek sceniczny dziewczyn z t.A.T.u.. Był to swoisty „strzał w dziesiątkę” a Lena i Julia perfekcyjnie wpasowały się w rolę wykreowane przez obrotnego producenta. Reszta już jest historią, historia może krótką, lecz będąca jakże ważną wzmianką na historycznej mapie homofonicznej Rosji.


Pomysł się sprawdził, świat połknął haczyk, pieniądze się zgadzały, ale każda „krowa” ma swoje dojne limity, więc wcześniej czy później mizernie utkana sceniczna sieć musiała pęknąć, dziewczyny dorosnąć a prawda i rzeczywistość wypłynąć na medialną powierzchnię. Po siedmiu milionach sprzedanych kopii pierwszego albumu na świecie i trzecim miejscu zajętym w przez t.A.T.u. w konkursie Eurowizji w 2003 roku musiało nadejść przesycenie i powolny schyłek zespołu. Pod koniec 2003 roku „nielesbijska” relacja Julii i Leny wyszła na jaw. Cała informacja odbiła się szerokim echem po wszystkich mediach, wywołując falę zarzutów pod kierunkiem Ivana Shapovalova oraz domniemanego wykorzystania dziewczyn i manipulacji celem osiągniecia zysku. Jednak obie dziewczyn odbijały argumenty i zawsze mówiły, że nie miały nic przeciwko prowadzeniu i przedstawianiu zespołu w taki a nie inny sposób. Tak czy inaczej Ivan przestał być producentem t.A.T.u. w 2004, a już w 2005 zespół wydał nowy album „Dangerous and Moving”. Album nie był już takim hitem jak „200 km/h in the wrong lane” i sprzedał się o połowę gorzej. Na pewno nie pomogła w promocji wieść, iż Julia była w ciąży. Cała ta „lesbijska” fala popularności w końcu się załamała cofając się do głębi i zabierając z sobą sporą rzeszę dawnych wielbicieli. Swoistym pożegnaniem jest album „Waste Menagement” z 2009, którego właśnie słucham. Jest to kiepskie eurodance w średnim wykonaniu. Nie ma tu już niczego z dawnej oryginalności i aż przykro się tego słucha. Nic dziwnego, że niedługo po wydaniu tego albumu dziewczyny zadecydowały o rozpoczęciu własnych karier muzycznych i oficjalnym rozpadzie t.A.T.u. I choć były chęci i plany do powrotów i wspólnych nagrywań to zawsze kończyło się na niczym. Jedynym pozytywnym akcentem tego gorzkiego końca może być wspólny występ na uroczystości otwarcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sochi w 2014 roku.


A jak się miewają nasze dziewczyny teraz? Co zostało z piegowatej i skromnej Leny a gdzie skręciła nieposkromniona i zawadiacka Julia? Cóż, obie dziewczyny przemieniły się w kobiety, obie stały się mamami i obie dalej śpiewają. Jak to bywa z gasnącymi gwiazdami – obie znalazły sobie miejsce w epizodach filmowych oraz rosyjskich reality show (w końcu światowa sława ma swoje przywileje). Obecnie podążają zgoła innymi ścieżkami smutnej (dla mnie) „kariery” muzyczno-telewizyjnej. Lena skończyła na rozwodzie w 2019. Obecnie podśpiewuje swoje piosenki mieszając je ze znanymi utworami t.A.T.u. Natomiast Julia miała swoje przejścia z rakiem tarczycy i zanikiem głosu. Obecnie działa i jest na wokalnym „miejscu”, lecz niesnaski i nierozwiązane konflikty dalej stają wysokim cieniem nad jakąkolwiek rezurekcją t.A.T.u., która prawdopodobnie już nigdy nie nastąpi.


    Kończę mój wpis sprawdzając obecną sytuację na „damskiej scenie”. Brak porozumienia, wyrzuty i socjalno-medialne obelgi – to dziś zdobi dawną legendę. Aż przykro patrzeć w która stronę to wszystko skręciło. Prawda jest taka, że nie każda historia ma dobre zakończenie. Dobry pomysł, podlewany ambicjami i prawdziwym talentem czasem może skręcić w stronę studzienki ściekowej. Nie można zaprzeczyć, że dwadzieścia lat temu Julia Volkova i Lena Katina była na szczycie. Swoją muzyką dodały dalej niż sam Gagarin. Dotarły do najmniejszych głośników, schowanych w najdalszych wsiach naszego globu. Zresztą co ja będę się tu rozpisywał. Jeśli jesteś fanem „dotykowych mediów” to kup sobie za grosze pierwszą płytę z 2001 roku. Natomiast jeśli wolisz streaming, to sprawdź na spotify/amazon music hasło „t.A.T.u.” i pomnij sobie co się działo na początku nowego millenium, co leciało w każdym radiu i do kogo śliniła się męski procent młodzieży końca lat dziewięćdziesiątych.

Komentarze