Filmowa półka #15 - „Once Upon a Time in the West” (C’era una volta il West) (1968)


    Wiele klepsydrowych ziaren zleciało od momentu, w którym miałem szanse na sięgnięcie do mojej filmowej półki i odkurzenie kolejnego klasyka z kolekcji moich ulubionych produkcji. Z tejże okazji postawiłem na prawdziwego pewniaka, „filmowe złoto” stworzone przez Sergio Leone ponad pół dekady temu. Mowa tu oczywiście o „Once Upon a Time in the West” (org. C’era una volta il West) z 1968 roku.

„Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” jest swoistym pożegnaniem Leone z gatunkiem spaghetti westernu. Reżyser w perfekcyjny sposób egzekwuje doświadczenie zdobyte przy poprzednich produkcjach by dostarczyć dzieło doskonałe pod wieloma względami. Tak dobrze znane nam bliskie ujęcia, nieśpieszny rozwój akcji czy bohaterowie, którym daleko od jakiejkolwiek jednoznaczności są tym co wyróżnia nie tylko Leone ale i również wiele innych spaghetti westernów. Grzechem byłoby nie wspomnieć o kolejnym niezmiernie ważnym elemencie jakim jest ścieżka dźwiękowa. Kolejna udana współpraca z Ennio Morricone perfekcyjnie uzupełnia „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” unosząc w moich oczach film do rangi arcydzieła, gwarantując mu tym samym dożywotnią pozycję na mojej filmowej półce.

„Once Upon a Time in the West” (podobnie jak wiele innych westernów “pochodzenia europejskiego”) odbiega daleko od amerykańskich wizji nieskazitelnych, zawsze wygrywających stróżów porządku na dzikich preriach zachodu. We włoskich westernach cowboy jest często brudny, zmęczony trudami życia oraz wyprany z wyrzutów sumienia. Zasady moralne, sztywne prawo zachodu oraz złoto i dolary często nie wędrują po wspólnych ścieżkach losu. Dorzućmy do tego jeszcze ciekawe, świetnie zagrane i kompletnie niejednoznaczne postacie a otrzymamy prawdziwą, ponad dwugodzinna ucztę kinomana jaką niewątpliwie jest „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie” – polecam z całego westernowego serca!

"- Nie dziwisz się, że przyjechałem?
- Wiedziałem, że się zjawisz.
- Morton powiedział mi,że nigdy nie będę taki jak on. Teraz rozumiem dlaczego. Jemu by nie przeszkadzało, że żyjesz.
- Przekonałeś się więc, że nie jesteś biznesmenem?
- Tylko człowiekiem.
- Wymierająca rasa. Przyjdą inni Mortonowie i całkiem wyginie.
- Przyszłość się dla nas nie liczy. Nic się teraz nie liczy. Ani ziemia, ani pieniądze, ani kobieta. Przyjechałem, by się zobaczyć z tobą. Wiem, że teraz powiesz mi czego ode mnie chcesz.
- Dopiero, gdy będziesz umierał.
- Wiem."

Komentarze