Czterdzieści lat minęło… i jest nowy dzień.


    I tak oto wszyscy wkroczyliśmy w 2024. Koniec świata nie nastał, lodowce jeszcze się nie stopiły doszczętnie, a efekt cieplarniany nie wypocił resztek myśli z głów mieszkańców tego ziarnka piasku dryfującego gdzieś w głębi czarnej, galaktycznej pustyni. Kolejny rok przywitał nas kalendarzową zimą, niekoniecznie mroźną aurą i szybującą ku niebu inflacją. Niby nic nowego, od tak – kolejny dzień na ziemi. Jednak mimowolnie „poczciwa czwórka” wdreptała w zakamarki świadomości i człowiek zdał sobie sprawę, iż oddalony o lata świetlne rok 1984 zaczynał się dokładnie cztery dekady temu.
    Jak to zwykle bywa przy początkach Nowego Roku i wszelkich okrągłych rocznicach ludziom zbiera się ma nostalgiczne przemyślenia i wspominkowe myśli maści wszelakiej. Nastoletnie wizje przedstawiające czterdziestoletniego „dziada”, który zdobył, osiągnął i zrozumiał wszystko co młodzieńczy rondel mógł zaplanować w swoich niezbadanych zamysłach spotykają się z rzeczywistością, która ni jak ma się do modelowanych wizji sprzed kilkudziesięciu lat. Jedyną prawdą jest stwierdzenie „im więcej wiem, tym więcej nie wiem”, zwłaszcza w momencie, gdy na tapet bierzemy życie, ludzi oraz międzyludzkie relacje. Sam nie wiem czy to już efekt starzenia się, rasowe boomerstwo, klaustrofobia mózgu czy może dobrowolna eutanazja szarych komórek przy udziale alkoholu, lecz nie można żyć z błogą nieświadomością w temacie socjalnej degrengolady. I mimo że sam już dawno zacząłem odczepiać niektóre „społeczne kotwice”, to jednak cały czas dryfuje w ludzkim oceanie relacji ludzko-internetowych. Na moje szczęście udało mi się zbudować solidna, rodzinną „łajbę”, która z każdym kolejnym rokiem pomaga mi stawiać „życiowe żagle”. Wiatry pasji i hobbystyczne porywy dmuchają z wielu kierunków, a nasza rodzinna bandera skutecznie pomaga mi w obieraniu kolejnych kursów. Mimo iż to ja jestem własnym sternikiem, to mam świadomość tego że gdyby zabrakło najbliższych, to już dawno zagubiłbym się na szerokich wodach życia.
    Dlatego cieszę się z tego kim jestem i gdzie jestem. Dzięki mojej rodzinie i najbliższym przyjaciołom mam świadomość tego, iż w każdym momencie mogę obrać nowy, nieznany mi dotąd kurs, a oni niczym maszt i wielkie żagle, pomogą mi nabrać życiowej prędkości i (jakże cennej w dzisiejszych czasach) pewności siebie.  Bo czymże jest ten 2024, jeśli nie kolejna datą na ustalonym wcześniej kalendarzu? Jakie ma znacznie to, że akurat mamy czterdzieści, trzydzieści czy sześćdziesiąt lat? Każda data i każdy dzień jest równie dobry na to by zacząć coś nowego lub zamknąć niedokończony temat. Jedyną wartością, która tak naprawdę trzyma człowieka w ryzach jest nieubłaganie płynący czas. To tylko od nas zależy, jak wykorzystamy nasz moment na ziemi i jaki posmak pozostawia nam życie wraz z końcem każdego kolejnego dnia. Może to właśnie dziś? Może to ten dzień jest dniem, w którym zaciśniesz pięść, wstaniesz i ruszysz do przodu. Może to właśnie dziś napiszesz lub zadzwonisz do właśnie tej osoby, która gmera ci w głowie od dłuższego czasu? Może to ten moment, w którym rzucisz gniotący cię nałóg? Czemu nie? Przecież pesel, to tylko numer a żadna data nie ma większego znaczenia, skoro to jest właśnie ten dzień – pierwszy dzień, reszty twojego życia.

Komentarze