Filmowa półka #25 - Big Fish (2003)

    Gdzieś między suchym faktem a mitem, gdzieś między twardą rzeczywistością a zasłyszaną legendą, gdzieś między ludzkim życiem a snującą się wokół niego opowieścią dryfuję nie kto inny jak sam Tim Burton. Amerykański reżyser i animator, którego nazwisko stało się wyznacznikiem jakości, w kwestii filmowej wyobraźni. 

Na pewno każdy z nas, na pewnym etapie życia natknął się na twórczość Burtona i wie w jakiej estetyce porusza się ten artysta. Ja z całego serca chciałbym polecić film, który wielokrotnie miałem przyjemność oglądać i który zajmuje specjalne miejsce zarówno na mojej filmowej półce jak i w filmowym serduchu. „Big Fish” czyli tytułowa „Duża Ryba” wpłynęła na kinowe ekrany dwie dekady temu, jednak dzięki „Burtonowskiej magii” jest filmem ponadczasowym. Reżyser w swoim dziele, w mistrzowski sposób przeplata poważne życiowe tematy z magią i surrealizmem. Igrając sobie z emocjami widza, Burton zabiera nas w podróż przez życie głównego bohatera oraz wprost do istoty relacji między ojcem i synem. Wspomnienia, pełne kolorowych i niesamowitych opowieści są głównym nurtem filmu. Z kolei poszukiwanie rzeczywistości i prawdy w odmętach pamięci, przecina ten nurt niczym mistyczna „wielka ryba” sprawiając, iż sami zaczynamy się zastanawiać, która „forma prawdy” jest lepsza.

    I tak wodzeni za nasz filmowy nos, płyniemy z wraz z nurtem. Prąd w umiejętny sposób ciągnie nas przez kolejne, magiczne opowieści Edwarda Blooma, które w delikatny sposób uczą nas ludzkich emocji. Bo tak naprawdę, to czymże jest życie, jeśli nie pasmem następujących po sobie historii. Naszych własnych historii, a także tych opowiadanych o nas przez ludzi, których natkaliśmy na życiowych szklakach. Pamiętajmy o tych opowieściach, wyciągajmy nauki, pielęgnujmy wspomnienia, opowiadajmy historie i po prostu spróbujmy być szczęśliwi w naszym własnym świecie. Bywaj zdrów drogi czytelniku.

Komentarze