Nie robiłem nic i nie miałem czasu na nic.


    Nie robiłem nic i nie miałem czasu na nic. To właśnie te słowa zasłyszane w (swoją drogą świetnym) utworze „Ego-tyka” autorstwa 52 dębiec, szwendają mi się po rondlu, kiedy siedzę przed monitorem, i staram się nałożyć jarzmo na rozbiegane we wszystkich kierunkach myśli. Z końcem sierpnia rodziły się iskry nadziei na większa ilość wpisów, dodatkową ilość czasu związaną z powrotem latorośli do szkół a także lepszą organizacją czasu związaną z odcinaniem się od innych hobby na które zwyczajnie nie mam czasu. Tak miało być. A jak jest? Jest po prostu na wyrywki – wszystko na raz, wszędzie i po kawałku. I choć całość ma jakiś konkretny kierunek i cel, to jednak wszystkie poboczne rzeczy nie związane z życiowymi priorytetami wpadają do jednego kosza, mieszając się i walcząc między sobą o okruchy wolnego czasu ze stołu mojego życia.

    Lecz nie o narzekanie tutaj chodzi, przecież koniec końców sam narzuciłem sobie ten kierat w konkretnym celu. Zresztą wystarczy, że sięgnę pamięcią te kilkanaście lat wcześniej i wspomnę tryb „białego murzyna” na wyspach. Czasy, kiedy limit przepracowanych godzin w tygodniu był jakąś abstrakcją a człowiek dogłębnie analizował każda kolejną fiszkę w celu sprawdzenia czy udało mu się pobić kolejny rekord nadgodzin i zagarnąć jeszcze grubszą garść banknotów z podobizną brytyjskiej królowej. Niby to dawne czasy, jednak tryb „polusa-tyrusa” zostaje zaszczepiony już na stałe w umyśle i czasami trzeba mocnego kopa od życia by człowiek zdał sobie sprawę, że przegina pałę. Do niedawna wydawało mi się, że ja i osoby mi podobne to drobny promil ludzi urodzonych w mojej dekadzie. Sądziłem, że reszta ludzi funkcjonuje w nieco innym trybie, trwoniąc hałdy wolnego czasu na rodzinę i bliskich znajdujących się w zasięgu krótkiego spaceru lub kilkuminutowej jazdy autem.  Niestety, ale wygląda na to, że dzisiejsza rzeczywistość sunie w takiej samej nadświetlnej prędkości w każdym zakątku globu. Teraźniejszość wyciska każdego z nas w tym samym stopniu, nie pozostawiając zbyt wiele czasu na kontakty z bliskimi, a tym bardziej z tymi „dalszymi”. Nawet media socjalne, które miały służyć do budowania więzi już dano skręciły na wypaczoną ścieżkę, która w niczym nie przypomina rzeczywistości, kreując jeszcze większy dysonans ludzki i wysyłając świadomych tego ludzi na jeszcze dalsze rejony zapomnienia i ignorancji. Ot co, witamy w drugiej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku moi drodzy.

    Jednak, żeby nie było aż tak gorzko to muszę trochę posłodzić ten wpis. Mimo ogólnego zachrzanu znajduję ułamki czasu na hobby. To film, to gra, tu zaserwuję piłką a tu zaserwuję koledze toporem w głowę. Oprócz tego podcasty. Tak, tak, podcasty nałogowo konsumowane podczas nocnej jazdy ciężarówką. Właśnie dzięki podcastom udaje mi się ogarniać zarówno szeroko pojętą popkulturę jak i lepiej rozumieć własne myśli – serdecznie polecam wszystkim, zwłaszcza że jest ich taka mnogość, iż na pewno każdy z wolnym uchem znajdzie coś dla siebie. Na koniec, dla tych kilku osób, które znalazły czas i ochotę by czytać te zdania chciałbym polecić moje muzyczne odkrycie ostatnich dni. Choć sam przeważnie słucham muzyki spod szyldu syntezatorów i elektroniki to zupełnie dałem się urzec magii klawiszy głaskanych przez Hanie Rani – polecam!


Komentarze