Filmowa półka #18 - The Matrix (1999)


    Skoro posmak Matrixowych Zmartwychstań dalej siedział w głowie to postanowiłem, iż odświeżę (obrosły już mianem kultowego) pierwszy film Wachowskich. Sądzę, iż sentyment miał dość spory wpływ na odbiór tego filmu z końcówki XX wieku. Znając fabułę, dialogi, zwroty akcji oraz „wiek” efektów specjalnych, byłem przygotowany na bombardowanie salwą mnogich niesmaków i rozczarowań… i to (na szczęście) był spory błąd z mojej strony.

Po ponad dwóch dekadach The Matrix dalej świetnie się broni na wielu płaszczyznach. Niezapomniana muzyka, dynamiczne ujęcia, świetne sceny walki, nieprzesadzone efekty specjalne i perfekcyjnie dobrana obsada z drewnianym Keanu w roli Pana Andersona sprawdza się pod każdym względem. Choć film oprószył się już ponad dwu dekadową warstwą kurzu, to mogę śmiało stwierdzić, iż warto od czasu do czasu do niego wrócić. Pierwszy Matrix jest filmową rozrywką w pełnym znaczeniu tego słowa. Dalej niesie wraz z sobą głębsze przesłanie. Przekaz, który mimo nadejścia kolejnego pokolenia, może znaleźć odbicie w dzisiejszej teraźniejszości.

Na koniec, by zamieszać jeszcze bardziej w myślowym rondlu, dodam iż The Matrix wszedł do kin w 1999 roku. Od tamtej pory, powoli acz systematycznie zaczęły znikać budki telefoniczne. Na dzień dzisiejszy znalezienie budki graniczy z cudem. A pragnę przypomnieć, iż był to jedyny sposób na opuszczanie Matrixa.

Komentarze