Spacer z Vincentem.
Tak właśnie było w przypadku wystawy Van Gogh Alive, która miałem okazje zobaczyć na początku lutego w mieście Manchester. Teraz, gdy o tym myślę to wydaję mi się iż słowo „doświadczenie” pasuję o wiele lepiej niż zwykła „wystawa”. „Van Gogh Alive” jest ekspozycją przedstawiającą życie oraz twórczość Vincenta Van Gogha, której udało się przyciągnąć już ponad osiem milionów widzów w ponad siedemdziesięciu pięciu krajach. Cały event ma niewiele wspólnego z tradycyjną, muzealną wystawą dzieł sztuki, która przeważnie kojarzona jest z cichymi korytarzami, białymi ścianami oraz obrazami podziwianymi z „rozsądnego” dystansu. W przypadku „Van Gogh Alive” mamy do czynienia z pokazem, w którym to my znajdujemy się w jego centrum a twórczość artysty otacza nas z każdej możliwej strony. Muzyka, gra świateł, ogromne obszary projekcyjne oraz wycinki listów i przemyśleń Van Gogha scalają się w jedno doświadczenie, które skupia naszą uwagę i dostarcza niezapomnianych doznań.
Oczywiście przed samym spektaklem, możemy w bardziej tradycyjny sposób przejść się po wystawie reprodukcji Van Gogha. Repliki ułożone w odpowiedniej chronologii zapoznają nas z życiem oraz artystyczną ewolucją artysty. Możemy również (dosłownie) wejść do pokoju mistrza. Odwzorowany w pełnym wymiarze i ze wszystkimi detalami znajdującymi się na oryginalnym obrazie (Bedroom in Arles). Co bardziej cierpliwi goście, będą również mieli szansę spróbować swoich sił w warsztatach artystycznych. Całość jest miłym dodatkiem, umiejętnie podbudowujących nasz głód przed daniem głównym – jakim niewątpliwie jest główna prezentacja.
Obok samego eventu „Van Gogh Alive”, chciałbym również polecić film „Loving Vincent” (Twój Vincent) z 2017 roku. Polsko-Brytyjką koprodukcje realizowaną przez niemal dekadę, w której niespotykana do tej pory technika animacji pozwoliła na ożywienie niemal setki obrazów Van Gogha. Fabuła filmu toczy się wokół zagadkowej śmierci artysty. Dzięki enigmatycznej atmosferze historii, reżyserzy Dorota Kobiela oraz Hugh Welchman mieli szanse na ukazanie autorskiej wizji malarza – introwertyka przepełnionego głęboką melancholią. Film może być interesującą ciekawostką dla każdego filmożercy, a także perfekcyjną zakąska przed upojnym doświadczeniem, jakim niewątpliwie jest „Van Gogh Alive”. Polecam oba dzieła i serdecznie zapraszam do znalezienia kawałka czasu na własny „spacer” z Vincentem.
Komentarze
Prześlij komentarz