Filmowa półka #14 - Fear and Loathing in Las Vegas (1998)


    Co za jazda! Za każdym razem, kiedy wracam do „Fear and Loathing in Las Vegas” odnajduję coś nowego. Nowy detal, nieznaczny „odprysk” przeszłości, który niczym zgubiony element puzzli, pojawia się znikąd i wieńczy całość. W przypadku tego filmu z 1998 roku (w Polsce znanego pod tytułem „Las Vegas Parano”) wspominaną powyżej całością, jest przekrój stanu emocjonalnego Ameryki u schyłku kontrkulturowej fali, która rozlała się po całym kraju na przełomie niezwykłych lat sześćdziesiątych.

Film bazuje na noweli Huntera. S Thompsona z 1971 roku i prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie nikogo, kto mógłby lepiej uchwycić „atmosferę” materiału źródłowego niż Terry Gilliam, - jeden z najbardziej osobliwych reżyserów na świecie. To właśnie dzięki jego oryginalności i wyjątkowym popisie aktorskim duetu Deep i Del Toro, mamy szansę na obejrzenie jedynego w swoim rodzaju filmu. „Fear and Loathing in Las Vegas” zabiera nas w psychodeliczną podróż w poszukiwaniu amerykańskiego snu. Krążąc wokół Las Vegas, poznajemy kolejne stopnie lęku i odrazy, sprawdzamy co pozostało, po wielkim marzeniu oraz czy sam amerykański sen, nie okazał się być jedynie paranoicznym majakiem śnionym na narkotycznej jawie. 

Myślę, że nie ma co strzępić klawiatury, to po prostu trzeba to sprawdzić na własnej psychice, a więc „Kup bilet i jazda.

"Ta nerwowa noc przypomniała dziwne wspomnienia, minęła 5 lat, 6, wydaje się ze całe życie, apogeum, które nigdy się nie powtórzy. San Francisco w połowie lat 60-tych, wyjątkowy czas i wyjątkowe miejsce. Ale żaden opis, mieszanka słów, muzyki czy wspomnień, nie oddadzą odczucia, że byłeś tam i żyłeś tam w zakątku czasu i świata. Cokolwiek to znaczyło. Obłęd panował wszędzie i o każdej porze, wszędzie mogłeś wskrzeszać iskry, mieliśmy kosmiczne poczucie sensu naszych działań, czuliśmy, że wygrywamy. I to dawało nam silę, poczucie nieuchronnego zwycięstwa nad siłami zła. Nie w sensie militarnym, tego nie chcieliśmy. Zatriumfowałaby nasza energia, mieliśmy wiatr w żaglach, jechaliśmy na grzebieniu pięknej wysokiej fali.

A teraz ledwie pięć lat później, można ze stromego wzgórza z Las Vegas spojrzeć na zachód i przy dobrym wzroku dostrzec linię wodną, miejsce, w którym fala się załamała i cofnęła."

Komentarze