Filmowa półka #4 - Dzień Świra (2002)

    Wśród wielu pozycji gnieżdżących się na mej filmowej półce nie mogłoby zabraknąć ojczystych produkcji. Nie mógłbym spokojnie spać, gdyby na honorowym miejscu nie znalazł się filmu w reżyserii Marka Koterskiego o wiele mówiącym tytule „Dzień Świra”. I choć film miał swoją premierę w połowie 2002 roku (a więc prawie dwie dekady temu) to dalej niesie z sobą falę gorzkich przemyśleń upychanych między przaśnie przejaskrawiane gagi.

Jestem po dzisiejszym seansie, i mogę śmiało stwierdzić, że moja ocena po kilku latach wcale nie uległa zmianie. Film dalej jest pełnoprawną tragikomedią wysokich lotów i sporą w tym zasługę ma Marek Kondrat. Aktor fenomenalnie odegrał rolę prawie pięćdziesięcioletniego Adasia Miauczyńskiego. To dzięki niemu wpływamy na absurdalny przestwór oceanu naszą refleksyjną łódką, która obiera kurs na dryfujące po horyzoncie wierzchołki ludzkich paranoi.

Pan Marek Koterski, już od wielu lat prowadzi nas po ludzkich wariacjach i obsesjach. Zawsze podaje nam do przełknięcia tą samą słodko-gorzką pigułkę. Problem w tym, że wraz z liczbą lat osiadających na karku i ilością zbieranego doświadczenia spożyta pigułka przeważa szalę życiowego posmaku bardziej w stronę tej gorzkiej połowy. Z ćmiącym w głowie posmakiem, udam się ścieżką Adasia mówiąc: „Teraz jestem poetą i wiersz sobie piszę.”

Tonąc w fobiach sfiksowanych łapiesz oddech codzienności. 

Może w trudzie, w znoju, w męce da się dotrwać do starości?

Udręczenie twe ludzkie w chaotycznym bałaganie, 

czeka ciągle na dzień nowy… który nigdy nie nastanie.

Komentarze