Wirtualne dobrodziejstwo - Quest 2.
2020 poza oczywistą fala
covidowych obostrzeń i wszechobecnych lockdownów przywiał ze sobą coś jeszcze.
Ogólnodostępny sprzęt, który stał technologicznym krokiem milowym wyznaczającym
nowy kierunek rozwoju technologii wirtualnych. Mowa tu oczywiście o goglach Quest
2 od Oculusa, który od Marca 2014 stał się jednym z koni pociągowych stajni
Facebooka. Co prawda pracę nad technologią VR miały miejsce już w latach
osiemdziesiątych, lecz ja zamiast pisać o zastosowaniach militarnych czy
kosmicznych skupie się na moim subiektywnym punkcie widzenia – zwykłego
„Kowalskiego”, który coś tam słyszał, coś tam czytał aż w końcu postanowił
sprawdzić na własnej skórze co to ten VR i z czym go najlepiej się je.
Sam Oculus rozpoczął swoją wirtualną ścieżkę od kickstarterowej kampanii w 2012. Zakończona sporym sukcesem (dziesięciokrotnie przebita kwota docelowa) zebrała 2.4 mln dolarów i umożliwiła przekazanie prototypowych zestawów dla developerów. Pierwszym ogólnodostępnym produktem wypuszczonym w marcu 2016 na rynek konsumencki był w Oculus Rift. Dwa i pół roku później światło dzienne ujrzały gogle Quest, które same w sobie już były nie lada osiągnięciem, rozpowszechniając rozrywkę w wirtualnej rzeczywistości i przeskakując kolejne kamienie milowe (po raz pierwszy liczba miesięcznych połączeń do usługi Steam VR przekroczyła milion, w Marcu 2019 Beat Saber został pierwszą aplikacją sprzedaną w ponad milionie kopi w niecały rok) i poszerzając świadomość ludzką w tematyce technologii wirtualnych. Ja jednak skoncentruje się na goglach Quest 2, które posiadam i które moim zdaniem są najlepszą opcją na rozpoczęcie przygody z technologią przyszłości, której dynamiczny rozwój odbywa „tuż pod naszymi nosami”.
Nie
będę się skupiał na detalach technicznych i podzespołach, z których gogle są
zbudowane, a jedynie na samym ich fenomenie oraz wielu walorach
użytkowo-rozrywkowo-ćwiczeniowych. Może zacznę od kluczowych punktów: samowystarczalności
(oddzielna platforma/konsola) oraz braku „smyczy” – czyli uwolnienie od kabla,
w przypadku używania Questa 2 do gier na komputerze stacjonarnym. Zarówno
Quest1 jak i jego następca z numerem 2 są urządzeniami „samodzielnymi” czyli do
zabawy nie potrzebujemy niczego innego poza samym zestawem gogli i kontrolerów.
Po prostu zakładamy gogle i po paru sekundach mamy w zasięgu ręki masę
aplikacji i gier wprost ze Oculusowego sklepu. Sama instalacja oraz obsługa
programów jest intuicyjna i każdy sobie z nią poradzi. Jeśli posiadasz w miarę
świeży komputer to za pomocą Virtualnego Desktopu (aplikacja już oficjalnie
wspierana przez Oculusa i FB) i routera 5GHz możesz połączyć bezprzewodowo
swojego Questa z PC i cieszyć się jeszcze bardziej zaawansowanymi graficznie
programami – coś pięknego.
Teraz czas przejść do kolejnej zalety Questa 2, która
ostatecznie przypieczętowała moją decyzje o jego zakupie a mianowicie gry i
aplikacje „wysiłkowe” – czyli o tym jak gogle VR potrafią wycisnąć z nas
ostatnie soki. Sama premiera Questa 2 przypadła na wrzesień 2020 – czyli tuż
przed zimą, kolejnymi obostrzeniami zasponsorowanymi przez covida oraz totalnym
lockdownem. Nagle sale gimnastyczne, siłownie, baseny, szlaki spacerowe oraz
trasy turystyczne uzyskało miano zabronionych. Człowiek musi się gdzieś wyżyć i
tu z pomocą przyszła wirtualna rzeczywistość. Wiele gier potrafi doprowadzić do
zadyszki i palpitacji serca. Pot leję się licznymi strumieniami a człowiek
zaczyna sobie przypominać o dawno zapomnianych mięśniach – polecam każdemu
przynajmniej spróbować.
Przy okazji lockdownu i zakazów odnoszących się do
odwiedzania rodziny i bliskich warto wspomnieć o jeszcze jednej ważnej zalecie
gogli a mianowicie kontakt ze znajomymi i interakcja międzyludzka. Dla przykładów
można wspólnie oglądnąć film siedząc w wirtualnej sali kinowej i mając przed
sobą ogromny ekran, rozegrać zaciekłą partyjkę w tenisa stołowego lub oddać się
spokojnej dyskusji podczas gry w mini golfa. To tylko niektóre z opcji
pozwalające na interakcje z innymi ludźmi. Jest wiele innych programów
stworzonych specjalnie do konferencji wirtualnych a nasze awatary stają się
coraz bliższe oryginałom z prawdziwego świata.
Środowisko wirtualne oraz jego elementy podlegają ciągłemu
rozwojowi. Ze sporą ciekawością spoglądam w kierunku nadchodzących lat i tego
co przyniesie najnowsza technologia. Już teraz z niedowierzaniem patrzę na
kolejne aplikację i programy wzbogacające to wirtualne środowisko. Quest 2 jest
obecnie najpopularniejszym zestawem do wirtualnej rozrywki w naprawdę
przystępnej cenie. Facebook dopłaca do swojego „wirtualnego dziecka” budując
coraz to większą bazę użytkowników, wśród których są ludzie nie mający nigdy do
czynienia z tego typu technologią czy nawet z komputerami osobistymi. Warto pamiętać,
że Quest 1 był rozchwytywany. Popyt był o niebo większy od podaży i ludzie
(dosłownie) wykupowali gogle, gdy tylko pojawiały się w sprzedaży. Quest 2 już
dawno przeskoczył kilkukrotnie swojego starszego brata w kwestii sprzedanych
zestawów (a jest na rynku dopiero od kilku miesięcy). Patrząc na rozpęd i
rozmach z jakim gogle od Facebookowego Oculusa wypływają na szerokie wody
łaknących rozrywki użytkowników, w rondlu otwiera mi się pewna „historyczna
szufladka”. Cofając się prawie cztery dekady wstecz, kiedy to w pierwszej
połowie lat osiemdziesiątych Jacek Trzmiel (Jack Tramiel), stojący ze sterami
Commodore postanowił, że komputery powinny być dla „ludzkich mas” a nie
„nielicznych klas”. To właśnie wtedy Commodore 64 trafił do wielomilionowej
liczby użytkowników, stając się zarówno najlepiej sprzedającym się komputerem
tamtej epoki jak i ikoną technologii będącej w zasięgu „każdego Kowalskiego”.
Sądzę, iż Quest 2 ma szansę na uzyskanie podobnego statusu. Za parę, może paręnaście
lat będziemy spoglądać na wirtualne gogle z przełomu pandemicznych lat i
rozumieć, że to właśnie ten sprzęt przetarł „dzikie szlaki”. Może moje dzieci
(lub ich dzieci) będą miały sentyment do Questa i będą patrzeć na niego
podobnie ja, na najnowsze produkcje wychodzące na komputery spod znaku
Commodore. Zobaczymy co czas przyniesie. A tymczasem wybaczcie, idę się trochę
spocić – przecież łuk brwiowy u mojego wirtualnego przeciwnika sam się nie
rozetnie.
Komentarze
Prześlij komentarz