Sami Swoi… przyjaciele.


    Któż nie pamięta trylogii Sylwestra Chęcińskiego? Filmy powstawały na przestrzeni dekady między latami sześćdziesiątymi a siedemdziesiątymi i mimo swoich lat na karku, dalej są "wałkowane" w telewizji polskiej przy wszelkiego rodzaju świętach i w dalszym ciągu cieszą się sporą popularnością u kolejnych pokoleń widzów. Ja sam pewnie nie dałbym rady zliczyć, ile już razy miałem okazję oglądać perypetie Kargula i Pawlaka oraz ich rodzin. Lecz ostatni seans, który miał miejsce kilka dni temu a odbył się po wieloletniej przerwie od trylogii był zgoła inny - bardziej świadomy i emocjonalny. Może to kwestia doświadczenia, może wieku a może mieszanka obu tych czynników pomogła mi zdać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę chodzi tu o przyjaźń między tymi dwoma "wrogami". Każda kolejna część utwierdziła mnie w przekonaniu, że są to typowe "buddy films". Czyli filmy, których dynamika jest kreowana dzięki kontrastom dwóch głównych bohaterów wchodzących w ciągłe interakcje. Rodzinne przygody, trudności i kłopoty są jedynie tłem, pozwalającym na jeszcze lepsze poznanie ich usposobienia oraz temperamentu. A że usposobienie Pawlaka i Kargula jest zgoła inne, toteż nie trzeba dużo by doszło do licznych kłótni i awantur, będących wodą na fabularny młyn wszystkich trzech części.


Poza niezliczoną masą cytatów, która na stałe znalazła swoje miejsce w codziennej mowie potocznej warto również zaznaczyć spory emocjonalny ładunek jaki niosą z sobą filmy. Nie będę tutaj poruszał wątków miłosnych występujących między dziećmi obu bohaterów (a w drugiej części między ich wnuczką Anią a Zenkiem) a raczej elementów prawdziwej przyjaźni między Kazimierzem a Władysławem. To właśnie dzięki temu jak obaj oddziaływają na siebie i to jak krzyki oraz wyzwiska potrafią się przeobrazić w serdeczne uściski i szczere łzy. To jak obaj przeprawiają się przez problemy i radości życia, sprawia, iż na naszych oczach stają się prawdziwymi przyjaciółmi - na dobre i na złe. Wszędobylskie rywalizacje i zgrzyty potrafią w jednej chwili zejść na dalszy plan, kiedy na horyzoncie pojawia się problem, który może być zbyt spory do udźwignięcia dla jednego człowieka. I wydaję mi się, że to właśnie trzecia część "Kochaj albo rzuć" z 1977 roku, jest emocjonalnym dopięciem filmowego guzika potwierdzającego moje gdybania, iż są to właśnie filmy o przyjaźni ("buddy movies").


Na koniec pragnę zachęcić każdego do odświeżenie całej trylogii. Może, po tylu latach odkryjecie całkiem nowe przesłanie filmu. A radość, śmiech, smutek oraz łzy okraszające te produkcje przypomną wam o prawdziwej wartości przyjaźni.

Komentarze

  1. Potwierdzam , iż właśnie są to filmy o prawdziwej przyjaźni..Z przyjemnością oglądam i nie przeszkadza mi to że znam fabułę filmu... Właśnie produkcje przypominają o prawdziwej wartości przyjaźni... Potwierdzam guzik zapięty.. Powodzenia w dalszym pisaniu synku.👍👍

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz